Zaznacz stronę

Kilka słów o Grupie Janowskiej…
Grupa Janowska – grupa malarzy-amatorów z Janowa założona została w 1946 roku. Założycielem grupy był Otton Klimczok, który po II wojnie światowej zaprosił do wspólnego malowania w świetlicy Teofila Ociepkę i innych. Później w latach 60. XX wieku grupa przeniosła się do Zakładowego Domu Kultury Kopalni „Wieczorek”. W 1956 roku, na 15 lat opiekę nad malarzami objął Zygmunt Lis – absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Po rezygnacji z funkcji opiekuna w latach 70. i 80. XX wieku opiekunami grupy byli: Barbara Kaczmarczyk, Adam Plackowski. Od 1989 do 2011 roku funkcję kierownika grupy przejął charyzmatyczny Helmut Matura, zaś po jego śmierci rolę tę objęła Sabina Pasoń. Od 2020 r. liderem grupy jest Antoni Długi. Od 2000 roku siedzibą grupy jest Miejski Dom Kultury „Szopienice-Giszowiec” przy ulicy Gen. J. Hallera 28. Obecnie artyści spotykają się w pracowni plastycznej raz w tygodniu. Wśród artystów Grupy Janowskiej byli między innymi: Paweł Wróbel, wspomniany Teofil Ociepka, Ewald Gawlik, Józef Gajzler, Erwin Sówka i inni.

Obecni członkowie GRUPY JANOWSKIEJ:

1. Jan Czylok

Ratownik zawsze idzie tam, gdzie diabeł mówi dobranoc…
Jest emerytowanym ratownikiem górniczym Kopalni Węgla Kamiennego „Polska-Wirek” w Rudzie Śląskiej. Tam mieszka i aktywnie działa, nie tylko artystycznie. Mimo iż, nie jest absolwentem żadnego liceum plastycznego ani żadnej wyższej szkoły plastycznej (wykształcenie średnie techniczne), od 30 lat uprawia malarstwo. To nie jedyna pasja Jana Czyloka, który swoją niełatwą pracę odreagowywał także podczas górskich wycieczek, oraz kolekcjonując i samodzielnie wyrabiając broń białą. Sztuka stała się dla niego lekarstwem na zmęczenie wynoszone z pracy.

Wspominając swoje pierwsze spotkanie z malarstwem powraca do lat dziecinnych i uczestnictwa w kółku plastycznym, jeszcze w szkole podstawowej. Dzięki prezentowi, który dostał na urodziny, były to farby, zaczął malować. Od tego czasu spod jego ręki systematycznie wychodzą nowe obraz, a pierwszy z nich przedstawiał bukiet czarnego bzu. Pejzaże, szczególnie z górskich wypadów, martwe natury, sceny batalistyczne i marynistyczne malowane farbami olejnymi pędzlem lub szpachlą. Swoje obrazy przedstawia  tak, jak czuje, nie potrafi nagiąć ich do narzuconego tematu. Najczęściej to, co jest w jego wnętrzu znajduje później odzwierciedlenie na płótnie. Jak mówi, pasja jest dla niego odskocznią od szarej rzeczywistości, przenoszącą go w barwny, kolorowy, a przede wszystkim szczęśliwy świat.

Jednak najbardziej niecodzienną pasją Jana Czyloka jest wyrabianie białej broni, głównie ze względu na zainteresowanie tematyką wschodu – zwłaszcza Japonii. Początki były trudne, jednak praca na tyle ciekawa i inspirująca, iż przez 6 lat skupił się wyłącznie na niej (powstały m.in. miecz samurajski, sztylety malajskie, arabskie i indyjskie, szable huzarskie, a nawet karabele).

Do Grupy Janowskiej przystąpił w 2007 roku, głównie za sprawą Helmuta Matury, wieloletniego lidera. Spotkanie to, wspólna praca i plenery, bardzo rozwinęły jego pasję malowania i mocno związały z całą Grupą Janowską. Bierze czynny udział w wystawach krajowych i zagranicznych oraz plenerach. Jest laureatem wielu nagród w konkursach, w tym wyróżnienie w XII Świętochłowickim Przeglądzie Malarstwa Nieprofesjonalnego za obraz pt. „Widok na Błatnią”. Jego obraz z tryptyku tatrzańskiego znajduje się w zbiorach znanego kolekcjonera Gerarda Trafiona. Każdego roku uczestniczy także w konkursie malarzy nieprofesjonalnych „Rudzka Jesień” organizowanym w Rudzie Śląskiej.

2. Antoni Długi

Uciekając w inne życie…
Jest pracownikiem Kopalni Węgla Kamiennego „Murcki-Staszic” w Katowicach. Jego przygoda ze sztuką rozpoczęła się bardzo wcześnie, już w rodzinnym domu, gdzie za sprawą ojca zgłębiał tajniki rysunku. Do dnia dzisiejszego najbardziej w pamięci pozostało mu piękno realistycznie przedstawianych zwierząt, zwłaszcza kreślonych ręką ojca koni. Jako dziecko uczestniczył także w zajęciach plastycznych organizowanych przez Pałac Młodzieży w Katowicach.

W 1968 roku przypadkowo poznał artystę malarza Leszka Piaseckiego – ucznia mistrza Jerzego Kossaka. Przypadek ten związał Go na 12 lat z pracownią artysty, gdzie pobierał naukę malarstwa olejnego i podglądał, jak powstają prawdziwe dzieła sztuki – obrazy. W przeciwieństwie do swoich rówieśników wolał spędzać długie godziny w pracowni, niż kopać piłkę na pobliskim boisku. Pracownia była bowiem dla niego innym, bajkowym światem, pełnym pędzli, kolorowych palet i tajemniczych tubek. To „Mistrz Leszek” – przyjaciel młodzieży pierwszy podarował mu pędzle i farby, a swoją pierwszą paletę zrobił ze starej sklejki. Przyjaźń ta była początkiem malarskiej drogi artysty i uwrażliwiła na piękno łączących się barw. Często powtarza, że maluje bo jest to Jego drugie życie.

Od 2007 roku jest członkiem Grupy Janowskiej. Należy także do Stowarzyszenia Twórców Sztuki „Na Pograniczu”. Uczestniczy w wielu wystawach w kraju i zagranicą, a także w aukcjach charytatywnych. Jego obrazy znajdują się również w wielu prywatnych zbiorach, także poza granicami naszego kraju.

3. Andrzej Górnik (1949-2019)

Pasja i doświadczenie…
Pierwsze spotkanie ze sztuką było dość nieoczekiwane. Jak wielu pracowników Kopalni „Lenin”, dzisiejszej Kopalni „Wesoła” w Mysłowicach odpowiedział na apel Zakładowego Domu Kultury. Od tego dnia związał się z działalnością Domu Kultury, próbując swoich sił w kole plastycznym oraz zespole muzycznym, grając na perkusji. Malarstwo było mu jednak zdecydowanie bliższe i pozostał przy nim do dnia dzisiejszego. Głównie za sprawą prowadzącego zajęcia instruktora – Alojzego Mazura.

Jak sam wspomina, pierwsze prace były bardzo naiwne i brak w nich było kunsztu malarskiego. Dziś, malując już prawie 40 lat, może pozwolić sobie na ich surową ocenę. Nie wyobraża sobie życia bez sztalugi i farb, gdyż tylko wtedy czuje się „jak ryba w wodzie”. Założył nawet własną grupę malarską pod nazwą „Pasja”, która z czasem stopniowo się wykruszyła. Dziś mówi o swoim własnym stylu malarskim, uprawia malarstwo olejne przedstawiając głównie piękno pejzaży. W jego pracach można odnaleźć także etap poszukiwań artystycznych, pogranicza filozofii i metafizyki, a nawet symbolizmu. Niektóre obrazy stanowią prawdziwe układanki nasuwające na myśl wczesne zabawy surrealistów.

Od 2002 roku, za namową Helmuta Matury wieloletniego lidera Grupy Janowskiej, został jej członkiem, biorąc aktywny udział w spotkaniach i kolejnych plenerach. Dużym wyróżnieniem było uzyskanie weryfikacji jako instruktor-plastyk. Jak sam wspomina, ukończenie szkoły zawodowej, w tym co lubi najbardziej – malarstwie nie zamknęło mu drogi i z przyjemnością prowadził zajęcia plastyczne dla młodzieży. Bierze udział w licznych konkursach malarskich zdobywając nagrody i wyróżnienia. Uczestniczył w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i zagranicą (np. w Niemczech).

 

 

4. Jan Jagoda (ur. 1954 r w Chełmie Śląskim)

Malarstwo było jego pasją od dziecka, w latach dziecięcych uczęszczał do kółka plastycznego w Lędzinach. Radość tworzenia widać w twórczości artysty, który nie boi się koloru i śmiało zestawia kontrastujące ze sobą barwy. Często nawiązuje do tematyki śląskiej. Jan Jagoda wystawiał swoje obrazy między innymi w Galerii Szyb Wilson,  galerii „Na Poziomie” w Bytomiu. Bierze udział w licznych plenerach, konkursach oraz w wystawach zbiorowych. Od sierpnia 2014 roku został członkiem Grupy Janowskiej. Kolorową fantazję doceniło jury w XXIV Ogólnopolskim Konkursie dla Artystów Nieprofesjonalnych im. Pawła Wróbla w Katowicach – przyznając za obraz pod tytułem „Dziewczyna górnika” – wyróżnienie. Obraz doceniła również publiczność przyznając swoją nagrodę podczas wieczoru finałowego.

5. Czesław Jurkiewicz

Różne ścieżki artystycznego wyrazu…
Artystyczna działalność i wszechstronność tego artysty budziły zainteresowanie i podziw wielu. Wykonuje bardzo dojrzałe warsztatowo obrazy olejne, akrylowe i akwarelowe. Dużym uznaniem cieszą się także wykonane w węglu rzeźby, płaskorzeźby, węglowe czasomierze – zegary, w których od razu widać zgodność formy i treści z użytym materiałem. Zainteresowanie sztuką przejawiał od dziecka, ciekawy natury lubił ją obserwować. Pierwsze kartki i kredki dostawał w pracy u ojca, wtedy z radością rysował i kolorował różne zwierzęta. Uczęszczał także na zajęcia kółka plastycznego w swoim rodzinnym Brzegu.

Duży wpływ na jego rozwój artystyczny miało ukończenie Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. Jana Matejki w Wiśniczu w grupie ceramicznej. Piętnem odcisnęła się także praca w Kopalni Węgla Kamiennego „Wieczorek” w latach 1976-2007. Dziś łączy doświadczenie i pasję, wiążąc ściśle swoje prace z tematem Górnego Śląska. W swoich pejzażach najchętniej przedstawia Giszowiec, Nikiszowiec, Janów i okolice. Lubi obserwować Śląsk z ich starą architekturą oraz widoki górskie. Maluje i rysuje praktycznie zawsze, nie ma dla niego miejsc nieodpowiednich. Rzeźba to przede wszystkim ukłon w stronę ciężkiej górniczej pracy, która uchwycona zostaje w różnych jej etapach, ale zawsze z szacunkiem i godnością. Zamiłowanie do pracy w rzeźbie rozpoczęło się od podpatrywania pracy pewnego rzeźbiarza, który zapoznał go z warsztatem i jako pierwszy podarował dłuto i kawałek węgla. Od tego momentu systematycznie obrabia węgiel, wykonując szereg rzeźb: Świętej Barbary, skarbców, górników i wiele innych. Częstym tematem są także niespotykane już dziś scenki z życia kopalni, jak np. „Siwek” – płaskorzeźba przedstawiająca konia ciągnącego pod ziemią wagoniki z węglem. Niezwykle ważna stała się dla niego rzeźba wykonana w drzewie, znajdująca się obecnie w zbiorach Muzeum Miasta Katowice. Jest to dużych rozmiarów płaskorzeźba dwuczęściowa, przedstawiająca Balkan oraz dyrektora kopalni, w tle Szyb Pułaski, część druga to scenka prezentująca pracę górników pod ziemią.

Do Grupy Janowskiej wstąpił w 1977 roku. Uczestniczył w wielu ekspozycjach zbiorowych w kraju i zagranicą, a jego prace znaleźć można w zbiorach muzealnych oraz kolekcjach prywatnych.

6. Stefania Krawiec

W marzeniach o sztuce…
Mimo, iż jej życie zawodowe przebiegało z dala od sztuk pięknych i malarstwa, praca artystyczna od zawsze sprawiała jej dużą przyjemność. Już w szkole podstawowej wyróżniała się wszechstronnością – bardzo lubiła rysować, ale także wyszywać i haftować, a powstałe wtedy prace często gościły na szkolnych wystawach. Uczęszczała także na naukę gry na akordeonie. Za namową rodziców podjęła jednak dalszą edukację w Technikum Gastronomicznym w Chorzowie Batorym. Wciąż niespełnionym marzeniem pozostawało malowanie. Pasja okazała się jednak silniejsza i wraz z przyjaciółką, bez wiedzy rodziców odwiedzały muzea i galerie. W ten oto sposób poznała zbiory muzealne w Bielsku-Białej, Częstochowie, Toruniu, Bytomiu i Krakowie, chłonąc piękno oglądanych dzieł sztuki.

Szarą codzienność postanowiła połączyć z marzeniami, a najważniejsza okazała się realizacja postanowienia, aby mieć w małym saloniku obrazy własnego autorstwa. Pielęgnując wewnętrzną tęsknotę za sztuką, już na emeryturze, zaczęła malować, przede wszystkim suchą pastelą, olejem oraz łącząc olej z akrylem, przy czym pierwszą technikę poznawała pod kierunkiem malarza-artysty Romualda Korusa. W swoich pracach prezentuje to, co czuje, a często jest to po prostu radość z możliwości realizacji swoich pasji. Jak podkreśla, poprzez swoje obrazy widzi więcej i barwniej, a wewnętrzną radością chętnie dzieli się ze wszystkimi oglądającymi.

Do Grupy Janowskiej należy od 2005 roku, podkreślając, że wiele zawdzięcza liderowi Helmutowi Maturze, który był dla niej nauczycielem i dużym autorytetem. Jest także aktywnym członkiem Stowarzyszenia Twórców Sztuki „Na Pograniczu”. Debiutowała w 2004 roku wystawą pt. „Twarze natury” prezentowaną w Galerii „Pod Sową” w Bibliotece Miejskiej im. Stefana Żeromskiego w Będzinie. Wiele jej prac znajduje się w zbiorach prywatnych w kraju oraz w Niemczech i Australii. Poziom artystyczny tych prac pozwolił Stefanii Krawiec uczestniczyć w licznych wystawach i konkursach zdobywając znaczące nagrody. Swoje prace ofiarowała także na aukcje: w 2004 roku dla noworodków Szpitala nr 1 w Sosnowcu, w 2008 roku dla Szpitala Onkologicznego w Katowicach oraz w 2009 roku dla górników poszkodowanych w wypadkach.

7. Paweł Kurzeja

Malarz-samouk czy artysta solidnie wykształcony…
Chociaż nie ukończył żadnej akademii, posiada solidne podstawy wiedzy o sztuce i różnych technikach malarskich. Jest artystą, który swoją wiedzę zawdzięcza pasji i nieustającej chęci rozwijania artystycznego warsztatu. Jak wspomina, rysował praktycznie od zawsze, a jego pejzaże – ciepłe  i pastelowe widoki Śląska, stały się lekarstwem na dziecięce przeżycia okresu wojny. W latach 1948–1950 uczęszczał do Ogniska Plastycznego w Katowicach, gdzie miał możliwość pracować pod okiem wybitnych artystów, m.in. Włodzimierza Dmytryszyna. To dzięki wstawiennictwu profesora młody artysta dostał pracę i miał szansę dalszej nauki. W 1955 roku rozpoczął naukę w Liceum Plastycznym w Zamościu, którą jednak musiał przerwać z powodu powołania do wojska. Służba wojskowa w Warszawie nie przeszkodziła mu jednak w rozwijaniu pasji. Nadal kontynuował edukację w Ognisku Malarzy Niedzielnych na Bielanach, a później w Ognisku Kultury Plastycznej w Warszawie. W stolicy poznał także profesora Jana Cybisa, w którego pracowni wielokrotnie bywał jako słuchacz.

Jego prace są wysmakowane malarsko. Tworzone techniką olejną przedstawiają najczęściej pejzaże z różnych stron Polski. Szczególne miejsce w jego twórczości zajmuje jednak Górny Śląsk i Beskid Śląski. Potwierdzeniem zamiłowania artysty była organizowana w 2003 roku w Muzeum Śląskim wystawa pt. „Malarski zapis odchodzącego Śląska”. To trzydzieści prac, będących sentymentalnym zapisem bezpowrotnie zanikających miejskich i przemysłowych śląskich przestrzeni, m.in. podwórek z gołębiami, familoków na tle kopalnianych szybów, tradycyjnych ogródków zakładowych. Jako górnik złączył się silnie z tematyką śląską, nigdy jednak praca w kopalni go nie pociągała. W obrazach Pawła Kurzei nie pojawiają się zatem motywy podziemnego świata, a malarska wyobraźnia oświetla jasnymi promieniami piękne pejzaże śląskich zakamarków.

Od połowy lat osiemdziesiątych jest członkiem Grupy Janowskiej. Doskonale pamięta nie tylko Sówkę, Gawlika i Wróbla, ale też Cybisa i Dudę-Gracza. W 1982 roku, na podstawie dorobku artystycznego i wystawienniczego, otrzymywał licencję Ministra Kultury i Sztuki do wykonywania zawodu artysta-plastyk. Czasami podkreśla, że w ten sposób los zrekompensował mu doświadczenia młodych lat. Brał udział w wielu wystawach sztuki nieprofesjonalnej w kraju i zagranicą, m.in. we Francji i byłym ZSRR. Jest także laureatem wielu konkursów, a szczególne osiągnięcia przyniósł mu Przegląd „Rudzka Jesień” organizowany w Rudzie Śląskiej. Wieloletnie uczestnictwo oraz liczne nagrody zdobywane podczas tego konkursu  zaowocowały nagrodą specjalną  przyznaną przez organizatorów.

Jego obrazy znajdują się w wielu zbiorach prywatnych i muzealnych, m. in. w Muzeum Śląskim, Muzeum w Bytomiu, Zabrzu i Rudzie Śląskiej. Także zagraniczne zbiory muzealne posiadają prace Pawła Kurzei, a w tym: w byłym ZSRR, Austrii, Niemczech, Holandii. Danii czy Francji.

8. Andrzej Piotr Lubowiecki (Piotr Luand) ur. 26.08.1958 r.

Wyuczony w naukach ścisłych – inż. informatyk mogłoby się wydawać, że muszę mierzyć świat z matematyczną dokładnością, ale w mojej duszy od niepamiętnych czasów odzywa się drugie Ja, które musi się wylać na papier czy też na płótno…

„Jedno kolorami tęczy malowałem słowo
i poczułem skrzący barwy uskrzydlonej trzepot
a gdy dotknąć pragnąłem ustami
płochliwe jak motyl z albumu mowy uleciało…”
Piotr Luand  

9. Zdzisław Majerczyk

Pędzlem i rowerem przez świat…
Uważa się za wielkiego szczęściarza, gdyż dzieciństwo i młodość spędził w najbardziej malowniczej dzielnicy Śląska – Nikiszowcu, tuż przy samej kopalnianej wieży. Twierdzi z całą stanowczością, że w życiu ma wszystko, czego pragnie. Dorastając w specyficznym klimacie familoków, ciekawy wszystkiego niespokojny duch, rozwijał zainteresowania w pobliskiej świetlicy, kierowanej przez Ottona Klimczoka. Poznając magiczny świat dźwięków akordeonu, z zachwytem małego dziecka podziwiał rozwieszone na ścianach świetlicy obrazy Ociepki, Wróbla i Gawlika. Zafascynowany niezwykłością artystycznego wyrazu, postanowił doskonalić swój warsztat. W tym czasie podjął też pracę w kopalni „Wieczorek”, która pochłonęła go na wiele lat. Do malowania powrócił po 40 latach, gdyż „ nie odpowiada mu obrazek biadolącego na swój los emeryta”.

Kupuje rower i rozpoczyna swoje podróże w przestrzeni. Zwiedza: Słowację, Czechy, Litwę, Węgry, Ukrainę, Rumunię, Chorwację i wiele innych. Także w Polsce odwiedził kilkaset miast, miasteczek i wsi oraz prawie wszystkie parki narodowe. Chętnie opowiada także o swojej wyprawie całą granicą Polski. Trzydziestodniowa podóż była dla niego osobistym uczczeniem 100-lecia Nikiszowca. Jak sam podkreśla, w czasie jazdy można myśleć o malarstwie, a przy sztaludze planować rowerowe wycieczki. Ciągle poszukuje nowych doświadczeń i technik malarskich, a także nowych ścieżek rowerowych, co jest sposobem na wewnętrzną wolność. Aktywny społecznie pragnie jednak uciec od agresywnej komercji, tandety i fałszu. Kocha zamknięty murowany „Nikisz”, ale jeszcze bardziej bezkres przestrzeni. Częstym tematem jego prac są pejzaże zwłaszcza ukochanego nikiszowieckiego osiedla. Mimo, iż do swojej twórczości ma wiele dystansu, zauważyć można, że malowanie sprawia mu wiele radości. Zarówno przy sztaludze, jak i w rowerowej trasie towarzyszy mu ulubiony blues: Tadeusz Nalepa, Nocna Zmiana Bluesa, Dżem czy Irek Dudek.

10. Dieter Nowak

Nostalgia zasnuta mgłą…
Z zawodu mechanik urządzeń górniczych, pracował jako ślusarz w kopalni „Kleofas” w Katowicach. Prywatnie także artysta, twórca dojrzałych prac związanych z tematyką odchodzącego świata. Jak wspomina, malować lubił od zawsze, a już jako mały chłopiec siadał przed kartką papieru – koniecznie dużego formatu, kreśląc kolorowe obrazki codziennego życia. Mimo dużego talentu, nie miał możliwości dalszej edukacji artystycznej, a chcąc wspomóc finansowo rodzinę rozpoczął pracę oraz wieczorową naukę w szkole hutniczej. Praca w kopalni stała się dla niego inspiracją, w unoszącym się kurzu czy figlarnie wpadających promieniach słońca doszukiwał się piękna, które następnie przedstawiał na różnych dostępnych mu materiałach: na kawałkach płyt pilśniowych oraz gumie taśmowej. Pierwszym obrazem, jaki namalował był wielokrotnie poprawiany i udoskonalany portret córki. Wtedy też rozpoczęła się jego przygoda z malarstwem, za namową przyjaciół uczestniczył w spotkaniach zespołu plastycznego „Filar” przy Zakładowym Domu Kultury kopalni „Kleofas”. Do tego zespołu należał w latach 1980–2000.

Malując prosto, nie pędzlem ale palcem osiągał w swoich pracach zaskakujące efekty. Od tego czasu, dostając własną sztalugę i farby, tworzy praktycznie cały czas. Wykorzystuje zarówno farby akrylowe, jak i olejne, czasami rozmazuje farby, przy użyciu szmatki nasączonej rozpuszczalnikiem. Maluje tak jak widzi, dlatego też nie pracuje na zamówienie. Tematyka prac wiąże się przede wszystkim z odchodzącym pejzażem śląskich miast, stąd brak jest intensywnego koloru. W nostalgicznych pracach uwiecznia przede wszystkim rozpadające się familoki, stare chałupy schowane w centrum miasta, zaułki ulicy Gliwickiej.

Od 2001 roku należy do Grupy Janowskiej. Zaczęło się od udziału w kilkudniowym plenerze malarskim organizowanym przez kopalnię „Wieczorek”, dziś chętnie uczestniczy w spotkaniach Grupy. Losy jego prac są rozmaite, niektóre wyjechały poza granice naszego kraju. Inne znajdują się w zbiorach Muzeum Miejskiego w Zabrzu oraz Muzeum Historii Katowic w Katowicach.

11. Sabina Pasoń

Zrobić coś dla siebie…
Rodowita Nikiszowianka, pochodzi z rodziny górniczej. Patrząc na obrazy w rodzinnym domu, zawsze marzyła aby namalować własny obraz olejny. Jak wspomina: „Miałam już go w głowie przez parę lat, lecz nie miałam odwagi”. W latach szkolnych należała do młodzieżowego kółka plastycznego w Domu Kultury przy kopalni „Wieczorek”, gdzie zajęcia prowadził Zygmunt Lis. To tam zetknęła się z bajkowym i kolorowym klimatem dzieł Grupy Janowskiej. Obowiązki rodzinne nie pozwoliły jednak na kontynuowanie pasji, do której stopniowo powracać będzie dopiero po 2000 roku.

Zaszczepiona w dzieciństwie artystyczna wrażliwość zaczęła przynosić owoce. Kiedy odchowała dzieci i przeszła na rentę, postanowiła spełnić dziecięce fascynacje. Poczuła, że musi zrobić coś dla siebie, spróbować się wyrazić. Podjęła współpracę z Grupą Janowską (2003 rok) i rozwijała swój warsztat. Powstawały prace olejne, akrylowe, akwarele i pastele. Pisze także ikony. W 2009 roku zaczęła uczęszczać na lekcje rysunku i malarstwa do Miejskiego Domu Kultury „Batory” w pracowni uznanego malarza Piotra Naliwajko, któremu wiele zawdzięcza. Jego zdaniem obrazy Sabiny Pasoń cechuje naturalna uroda, a zarazem, pewna ich niezwykłość. Zauważalna jest także mocna, rzucającą się w oczy indywidualność, widoczna w każdym fragmencie obrazów, i tych doskonałych i tych jedynie dobrych.

Sabina Pasoń lubi malować z wyobraźni, ale także martwe natury nawiązujące do jej życia i przemyśleń. W jej twórczości miejsce mają także pejzaże malowane w plenerze, a dużym przeżyciem był udział w plenerowych ciemnościach Kopalni Wieliczki. Gry świateł zmieszane z wilgocią pozostawiły wrażenia uwiecznione następnie na obrazie „Pies i Bałwan”, znajdującym się w zbiorach Zamku Żupnego w Wieliczce. Należy do Stowarzyszenia Twórców Nieprofesjonalnych „Na Pograniczu” oraz Stowarzyszenia „Barwy Śląska”.

12. Piotr Porada

Ubarwić szarość codzienności…
Jest byłym pracownikiem Huty Metali Nieżelaznych Szopienice. Przygodę z malarstwem rozpoczął bardzo wcześnie, a swoją pasję rozwijał podpatrując mistrzów-założycieli Grupy Janowskiej: Teofila Ociepkę, Pawła Wróbla, Ewalda Gawlika i Erwina Sówkę, lecz tylko „zza progu”. Jak wspomina, w latach 70-tych często bywał w Domu Kultury, gdzie Grupa Janowska miała swoją pracownię, nie miał jednak odwagi wstąpić. Bardzo chciał nauczyć się malarstwa. Dziś zafascynowany ich obrazami, czując silny związek z miejscem swojego urodzenia (Katowice), podpatruje śląskie krajobrazy i ubarwia je, nadając charakteru niesamowitości, a momentami bajeczności. Szopienickie plenery, będące często tematem jego prac wychodzą daleko poza swoją codzienną szarość i zwyczajność. Jest artystą, który poświęca swojej pasji każdą wolną chwilę, co sprawia mu ogromną przyjemność. Szkicuje różne motywy otaczającej go rzeczywistości, postrzegając artystycznym okiem piękno kształtu i koloru w najprostszych przedmiotach. Wciąż otwarty na doskonalenie warsztatu artystycznego, chętnie przebywa w towarzystwie malarzy, co pozwala mu poczuć atmosferę sztuki.

Pomimo iż, nie jest absolwentem żadnego liceum plastycznego ani żadnej wyższej szkoły plastycznej (wykształcenie średnie), od kilku już lat bierze aktywny udział w życiu artystycznym Grupy Janowskiej. Chętnie uczestniczy w plenerach, wystawach oraz konkursach. Jego prace znajdują się w wielu zbiorach prywatnych i kolekcjach.

13. Artur Śmieja

Pejzażysta odchodzących przestrzeni?
Silnie związany ze Śląskiem, emerytowany górnik Kopalni Węgla Kamiennego „Wieczorek”, nie wyobraża sobie życia poza Nikiszowcem. To jedyne miejsce na świecie, gdzie chciałby żyć i dlatego tak często go maluje. Artystyczna wartość Nikiszowca w jego obrazach wynika z potrzeby zachowania dziedzictwa dla przyszłych pokoleń, dziedzictwa które może zniknąć wraz z zamknięciem kopalni…

Jego przygoda ze sztuką rozpoczęła się bardzo wcześnie, już w rodzinnym domu, gdzie za sprawą matki zgłębiał tajniki rysunku. Do dnia dzisiejszego najbardziej w pamięci pozostał mu nakreślony ołówkiem przez matkę rysunek przedstawiający zimowy pejzaż, na którym śnieg zdawał się prawdziwie świecić.

Pierwszy kontakt z Grupą Janowską datuje się na 1956 rok. Ten krótki (tylko ośmiomiesięczny) ale owocny okres wspólnej artystycznej działalności pozostawił trwały ślad, będący początkiem przygody z malarstwem. Głównie za sprawą ówczesnego kierownika i ojca-założyciela Grupy Ottona Klimczoka. To osoba, która miała znaczący wpływ na artystyczne losy wywodzących się stąd twórców, inicjator budowy Zakładowego Domu Kultury Kopalni „Wieczorek”, w którym Grupa przez 54 lata miała swoją siedzibę.

Artur Śmieja przez krótki okres czasu występował także wspólnie z zespołem Pieśni i Tańca „Szopienice”, śpiewając w chórze tenorów. Po 30-letniej przerwie, już na emeryturze, powrócił do Grupy Janowskiej, tym razem na stałe, zmieniając także tematykę swoich prac. Początkowy marynizm, zastąpiła architektura pejzażu, pejzaże same w sobie oraz martwa natura. Malując odcina się od codzienności i uspokaja wewnętrznie. Każdy namalowany obraz dostarcza mu niezwykłej satysfakcji. Lubi malować z natury, dlatego też bierze częsty udział w organizowanych plenerach malarskich. Artystyczna pasja oraz potrzeba samodoskonalenia i rozwijania nie pozwalają mu pozostać biernym. Z chęcią uczestniczy w kolejnych konkursach, traktując to jako sprawdzian odbioru swojej sztuki. W swoim dorobku posiada udział w wielu wystawach zbiorowych, a także wystawy indywidualne.

Jest zwycięzcą konkursu na projekt pamiątkowego medalu z okazji 170-lecia kopalni „Wieczorek”. Należy także do Stowarzyszenia Twórców Sztuki „Na Pograniczu”. Jego obrazy znajdują się również w wielu prywatnych zbiorach, także poza granicami naszego kraju m.in. Francja, Niemcy.

 

Kierownik GRUPY JANOWSKIEJ: Sabina Pasoń

e-mail: pracownia@grupajanowska.slask.pl

http://www.grupajanowska.slask.pl/LINKI.php#glowna

 

OSIĄGNIĘCIA Grupy Janowskiej:

2013, 2014, 2015 – OSIĄGNIĘCIA GRUPY JANOWSKIEJ

2016, 2017, 2018 – OSIĄGNIĘCIA GRUPY JANOWSKIEJ – Kopia

 

 

MEDIA Grupy Janowskiej (linki):

 

 

Biografie artystów: Monika Filipiak

Są miejsca magiczne, które w tylko sobie znany sposób determinują niezwykłe zjawiska i zdarzenia. Miejsca o których rozpisują się zarówno naukowcy, jak i poeci. Miejsca, które stają się bohaterami książek i natchnieniem dla artystów. Wiele przesłanek pozwala nam za takie szczególne miejsce uznać katowicką dzielnicę Nikiszowiec.

„Nikisz” to wybudowane na początku XX wieku przez koncern „Georg von Giesches Erben” osiedle patronackie przeznaczone dla górników pracujących w kopalni węgla kamiennego „Giesche” (obecnie „Wieczorek”). Projektantami osiedla byli niemieccy architekci Emil i Georg Zillmannowie, autorzy miedzy innymi pobliskiego „miasta-ogrodu” – Giszowca, o którym tak ciekawie pisała Małgorzata Szejnert w „Czarnym ogrodzie”. Charakterystyczna dzielnica z czerwonej cegły przybyłych gości urzeka swoją urodą. Ten zamknięty, składający się z sześciu okazałych segmentów kompleks zdumiewa także rozmachem i połączeniem walorów estetycznych z funkcjonalnością. Projektanci zadbali bowiem o każdą sferę życia mieszkańców – łącznie z budynkami mieszkalnymi wybudowano sklepy, ale także, między innymi pralnię i magiel. Przy centralnym placu powstał kościół pod wezwaniem Świętej Anny, którego charakterystyce wieża jest jednym z symboli tego miejsca. Nic zatem dziwnego, że władze Katowic zabiegają o promocję jego walorów turystycznych. Mimo, że kompleks w 1978 roku został uznany za zabytkowy zespół architektoniczno-urbanistyczny, a w 2011 wpisany na listę pomników historii, to ciągle próby wpisania go na Listę Światowego Dziedzictwa uważane są za mrzonki. Być może warto powalczyć? Tym bardziej, że Nikiszowiec to nie tylko dziedzictwo materialne. To także genius loci sprawiający, że tak wielu artystów znajduje tu inspirację. Dość wspomnieć tu o filmach Kazimierz Kutza, Lecha Majewskiego czy Janusza Kidawy. A i obecnie Próbuje się tu animować wydarzenia kulturalne, jak chociażby promujący sztukę naiwną Art. Naif Festiwal.

Jednakże spektakularnym wyrazem specyficznego ducha tego miejsca jest jego bezpośredni związek z najbardziej znaną w Polsce grupą twórców nieprofesjonalnych, jedyną działającą nieprzerwanie od 1946 roku, nazywaną obecnie Grupą Janowską. To właśnie tutaj przed 66 laty, z inicjatywy Ottona Klimczoka powołano w przykopalnianej świetlicy zespół malarzy amatorów. Szczęśliwym trafem Klimczok znał niektórych z nich, innych do cotygodniowych spotkań w klubie zachęcili znajomi. I tak do niewielkiej salki zaczęli przychodzić Paweł Wróbel z kuzynem Leopoldem, Ewald Gawlik, Antoni Jaromin, Bolesław Skulik. Przychodzili po to, żeby pogadać, żeby podzielić się własnym zdaniem na temat tego co w malarstwie jest dla nich najważniejsze. Do organizowanych wspólnie wystaw był zapraszany także najsłynniejszy z janowskich malarzy – Teofil Ociepka.

Malarz ten swoje obrazy-przesłania malował już w latach dwudziestych XX wieku, ale tak naprawdę odkryty został przez Izabelę Czajkę-Stachowicz goszczącą na wystawie prezentującej obrazy malujących górników zorganizowanej w 1947 roku w Wojewódzkim Ośrodku Kultury w Katowicach. Ta znana już przed wojną mecenaska sztuki i kolekcjonerka zorganizowała Ociepce w 1948 roku w Warszawie wystawę, na której twórczością polskiego Rousseau (jak wtedy mówiono) zainteresowała między innymi  Juliana Tuwima i wielu ludzi z ówczesnej elity kulturalnej i politycznej. Odtąd malarz był sławny i uznany, a później stał się również symbolem janowskich malarzy. Ociepka był samotnikiem zamkniętym w świecie własnej wyobraźni i sam rzadko uczestniczył w spotkaniach grupy, a po ślubie w 1959 roku na stałe wyjechał do Bydgoszczy, ale mimo to właśnie jemu często przypisuje się stworzenie i prowadzenie zespołu. No cóż, często niesprawdzone, ale za to wielokrotnie powielane informacje stają się w zbiorowym odbiorze prawdą, to poniekąd prawo mediów. Po tylu latach fakty się zacierają, istotniejsze jest jednak, że Ociepka poprzez zakorzenienie swojej twórczości w mitologii miejsca, w którym się urodził i przez większą część swojego życia mieszkał, zawsze z Janowem i Nikiszowcem będzie kojarzony, i tak niech zostanie.

Ale wracając do samego zespołu należy podkreślić, że większość zdeklarowanych jego członków zawsze cechowała indywidualność i oryginalność w tym co tworzyli. Wszyscy przyszli do zespołu z pewnym bagażem doświadczeń, pewnym „programem artystycznym”, którego czasami z wielką zaciekłością bronili. Trudno było się dziwić na przykład Ewaldowi Gawlikowi, który tylko poprzez nieszczęśliwe zrządzenia losu wynikłe z zawieruchy wojennej, nie ukończył studiów w drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, że często nie rozumiał schematycznego i bajecznie kolorowego malarstwa Pawła Wróbla. Podobnie było w innych przypadkach. Każdy malarz był pewien swoich racji i z determinacją ich bronił, czasami tak zaciekle, ze ofiarami tych sporów stawały się obrazy. Gdy w połowie lat pięćdziesiątych XX. wieku artystyczną opiekę nad grupą sprawował Zygmunt Lis (artysta plastyk, absolwent wydziału grafiki propagandowej krakowskiej ASP) szybko zrozumiał, że przy nagromadzeniu tak wielu indywidualistów jego rola może polegać wyłącznie na organizowaniu warunków dla twórczego działania i promowania tego co jego podopieczni robią. Ten wspaniały pedagog pozostawił twórcom pełną wolność, świadomy był bowiem, że jakakolwiek próba formowania i kształtowania artystów nie da zamierzonych efektów, a wiele może popsuć. Przyjął zatem rolę akuszerki,  towarzyszącej temu co samo powstawało. To sprzyjało rozwojowi i na taki grunt trafiali nowi – młodsi, między innymi Erwin Sówka, którzy przy tak sprzyjającej atmosferze i rozumiejącemu podejściu mogli w pełni rozwijać skrzydła, krępowani jedynie możliwościami własnej wyobraźni. Ten niesamowity klimat panująca w zespole udzielał się także dzieciom przychodzącym na zajęcia plastyczne organizowane w Domu Kultury. O swoich wrażeniach z tych czasów wspominają dzisiejsi członkowie Grupy Janowskiej. Sabina Pasoń opowiada ze wzruszeniem o tym jak ukradkiem, przez uchylone drzwi spoglądała na „dorosłe” obrazy, Zdzisław Majerczyk mówi jak silne emocje wywarły na nim kolorowe obrazy prezentowane na korytarzach. Dzisiaj upatrują w tym pierwszych inspiracji, źródła tego czym obecnie się zajmują. Ale jako kilkunastoletni chłopcy do zespołu trafili również Artur Śmieja i Helmut Matura. Co prawda później, przez kilkadziesiąt lat pochłaniało ich inne, dorosłe, życie, po latach znowu i tym razem na stałe związali się z janowską grupą.

Sytuacja zmieniła się, gdy w 1971 roku Zygmunt Lis odszedł. Był to protestu wobec niesprawiedliwemu potraktowaniu i samobójczej śmierci Ottona Klimczoka. Zespołem zajmowali się kolejni instruktorzy, między innymi Barbara Kaczmarek i Adam Plackowski. Nie wywierali oni jednak większego wpływu na to co się działo. Mimo legitymizowania się akademickim dyplomem byli bardziej kolegami niż mistrzami. Sam zespół też się zmieniał – jedni twórcy umarli, jedni odchodzili, ale na ich miejsce przybywali nowi. Jeszcze inni po latach powracali. Takim, jak się późnie okazało bardzo szczęśliwym powrotem, było ponowne przystąpienie do grupy Helmuta Matury. Zrządzeniem losu, mimo zauważalnego talentu, Matura nie ukończył krakowskiego liceum plastycznego, gdyż zwyciężyła miłość do hokeja (przez wiele lat był zawodnikiem klubu Naprzód Janów). Po przejściu na emeryturę w 1985 roku powrócił jednak do dawnej pasji i ponownie wstąpił do ciągle działającego przy kopalni „Wieczorek” zespołu. Był zdolny, inteligentny i świadomy wszelkich zjawisk artystycznych we współczesnej i klasycznej kulturze, do tego bardzo charyzmatyczny. Nic więc dziwnego w niedługim czasie to jemu powierzono prowadzenie grupy. Spełniał się w tym całkowicie, organizował warsztaty, plenery i wystawy. Dbał aby członkowie grupy brali udział w konkursach, organizował spotkania z innych zespołami, przyciągał swoją postawą nowych członków. To najprawdopodobniej pasja i zaangażowanie pozwoliło mu przeprowadzić grupę Janowską przez czasy chyba najtrudniejsze. Otóż  na fali likwidacji przyzakładowych domów kultury w czasach restrukturyzacji w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku zlikwidowano również dom kultury działający przy kopalni „Wieczorek”. Matura próbował przenieść działalność grupy do utworzonej z byłego magla w Nikiszowcu galerii, ale ponieważ na  prowadzenie galerii nie było funduszy idea upadła, a sam obiekt przejęło Muzeum Historii Katowic. Grupa znalazła jednak dla schronienie i bardzo okazałą pracownię w Miejskim Domu Kultury „Szopienice-Giszowiec”, gdzie twórcy działają do dnia dzisiejszego.

Znając i rozumiejąc podobną sytuację innych zespołów Matura zaproponował przystąpienie do grupy malarzom związanym z innymi likwidowanymi domami kultury. I tak do zespołu trafili między innymi Paweł Kurzeja, Dieter Nowak, czy Andrzej Górnik. O grupie znowu zaczęło być głośno. Tym bardziej że zadbano także o huczne obchody kolejnych jubileuszy jej powstania (50. i 60. lecia) połączone z wystawami prac zarówno dawnych jak i obecnych członków. W tej atmosferze do zespołu sami zaczęli się zgłaszać amatorzy malarstwa z całego województwa, grupa stała się najprężniej działająca i najbardziej rozpoznawalną, co miało również przełożenie na liczbę organizowanych wystaw i zdobywanych nagród. Helmut Matura zmarł w październiku 2011 roku, pozostawił po sobie wiele pięknych obrazów, które znajdują się zarówno w zbiorach prywatnych jak i muzealnych, ale przede wszystkim pozostawił grupę przyjaciół z zapałem oddający się swojej pasji.  Taką grupą jest obecnie jest Grupa Janowska.

Niełatwe zadanie ma zatem jego następczyni – Sabina Pasoń. Trudno bowiem zastąpić człowieka o tak mocnej osobowości. Obserwując jednak jej zaangażowanie z pewnością można być spokojnym o dalsze losy zespołu. Przykładem może być zorganizowane w Górnośląskim Parku Etnograficznym spotkanie członków różnych, działających na Śląsku grup plastycznych oraz organizacja wystawy z okazji 66-lecia Grupy Janowskiej, będąca nie tyle pretekstem do podsumowania pewnego etapu w historii, co zwróceniem uwagi na to, że grupa mimo, że przez te wszystkie lata ewaluowała, zmieniała się, ponadto zmieniali się twórcy i powstające obrazy, to dzięki wspólnej pasji zespół ten przetrwał przez te wszystkie lata i może się poszczycić tym, że nieprzerwani działa. Pojawiają się głosy, że grupa ta to nie ta sama o której dawniej pisał Ligocki, czy Jackowski. To oczywiste tylko wtedy, gdy przyjmie się założenie, że grupę tworzą dani ludzie w określonej czasoprzestrzeni. I rzeczywiście obecnie nie tworzą jej ani Paweł Wróbel, ani Ewald Gawlik, ani nawet Erwin Sówka. Ale istnieje pewna ciągłość, o której nie należy zapominać – ciągłość polegająca na tym, że nadal członkami tego samego zespołu są malarze amatorzy, ale amatorzy rozumiani pozytywnie, czyli miłośnicy sztuki. Są między nimi także ci, którzy pamiętający zarówno poprzedników, jak i Zygmunta Lisa. Są to chociażby wspomniany Artur Śmieja, czy Czesław Jurkiewicz. Podobnie Zdzisław Majerczyk i Sabina Pasoń – mimo, że po raz pierwszy zetknęli się z grupą w dzieciństwie i w zasadzie wtedy nie byli jej pełnoprawnymi członkami, to magia tego spotkania sprawiła, że dzisiaj malarstwo jest ich sposobem na samorealizację. To chyba najlepsze kontinuum. Sytuację tą można porównać z powstałą w XIV wieku „Złotą Świątynią” w Kioto. Jest ona cała z drewna i co pięćdziesiąt lat, zgodnie z dawnym dekretem cesarskim wszystkie jej elementy są sprawdzane i te, których żywot już się skończył są wymieniane na nowe. I mimo to, że z pewnością teraz nie ma już tam ani jednego oryginalnego (w rozumieniu – pochodzącego sprzed siedmiu wieków) kawałka drewna, nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, ze świątynia te nie ma kilkuset lat – tym bardziej że wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Mam nadzieję, że nikt nie weźmie mi za złe przywołanego przykładu, który mam nadzieję obrazowo tłumaczy, że to samo nie koniecznie musi się składać z tego samego. Ważna jest tradycja i poczucie przynależności, które (co znowu pozostają moją nadzieją) pozwoli następnym pokoleniom twórców doczekać okrągłej rocznicy stulecia istnienia grupy. Jest to tym istotne, że pierwsi członkowie tego zespołu już teraz na stałe weszli do kanonu kultury na Śląsku.

PS.

Od ostatnich jubileuszowych obchodów minęło już, a może zaledwie sześć lat. Może dziwić, że nie poczekano jeszcze czterech, żeby znowu było „okrągło”. Ale sądzę, że to bardzo przemyślana decyzja Sabiny, bowiem to właśnie teraz nastąpiło nowy przełom, a ponadto w przeciągu tych lat tak wielu odeszło… Wspominałam już o Helmucie Maturze (1941-2011), ale wcześniej, nagle i niespodziewanie zmarła Marzanna Siemiątkowska (1960-2005), utalentowana portrecistka, dusz towarzystwa, niezapomniana inicjatorka wspólnych biesiad. Odszedł także Andrzej Drobiec (1945-2008) i pamiętający pierwszy skład zespołu, wspaniały pejzażysta, Józef Gajzler (1944-2009). Oni również pozostawili obrazy, ale i niezatarte wspomnienia.

                                                                                                                                                                                               Sonia Wilk

Ewald Gawlik, brak tytułu, olej na płótnie, 1987 r. /w kolekcji prywatnej/

Przejdź do treści