Gawlikówka tęskni za turystami, zawsze wiosną Giszowiec odwiedza najwięcej pasjonatów Szlaku Zabytków Techniki i miłośników twórczości Ewalda Gawlika.
Ale skoro Wy nie możecie przyjść do nas, otwieramy wirtualne drzwi do Gawlikówki i zapraszamy do świata malarstwa Ewalda Gawlika.
Gawlik malował z pasją, za każdym jego obrazem stała piękna historia, której słuchało się z wypiekami. Gawlikówka, w której miał pracownię, była jego ostoją spokoju i natchnienia. W pracowni rozwinął skrzydła, malował obraz za obrazem, czasem 20 równocześnie, stąd wiele z nich niestety przed śmiercią nie zdążył ukończyć. Mimo, że niezwykle utalentowany, jego życie potoczyło się tak, że nigdy nie został artystą profesjonalnym. Pracował fizycznie, ale każdą wolną chwilę poświęcał, by chwytać za pędzel. Jedną z profesji, którą wykonywał był zawód górnika.
Poniżej obraz zatytułowany „Górnicza Golgota” nawiązujący i poświęcony temu etapowi jego życia:
Musimy sobie wyobrazić, że artysta, człowiek delikatny, nagle musi zacząć pracować w tym trudnym zawodzie. Gawlikowi było bardzo ciężko, początkowo wyszydzany przez górników, traktowany z pogardą, z biegiem lat zaskarbił sobie jednak przychylność ludzi, z którymi współpracował.
Na obrazie widzimy czaszkę, która symbolizuje śmierć górników pod ziemią (nie bez przyczyny górnikom życzy się zawsze tylu wyjazdów na powierzchnię ile zjazdów) oraz lampę górniczą, zwaną Lampą Davy’ego. Ta benzynowa lampa górnicza umożliwiała wykrywanie metanu w atmosferze kopalnianej. Jeśli w otaczającym powietrzu był metan, barwa płomienia lampy zmieniała się na coraz bardziej niebieską. Gawlik na własnej skórze doświadczył trudu i niebezpieczeństwa górniczej pracy. Obraz jest formą hołdu, który oddał kolegom po fachu.
Kolejny obraz: „Nowożeńcy”:
Widzimy na nim młodą parę, która właśnie wyszła z kościoła św. Anny w Nikiszowcu. W tle nikiszowieckie familoki z czerwonej cegły z ajnfartami, czyli półokrągłymi wejściami na podwórka. Na pierwszym planie nowożeńcy. Pani Młoda w stroju regionalnym – odrobinę przez Gawlika przekłamanym, bo jakla powinna mieć kolor czarny, na szyi zamiast korali, powinien wisieć krzyżyk na zielonej tasiemce. Wierzono, że ta tasiemka miała magiczną moc łagodzenia bólu i nerwów, wystarczyło ją po ślubie schować do szkatułki, a kiedy przychodziły trudne dni, przykładało się ją do czoła i podobno spełniała swoistą rolę placebo, tak godają nojstarsze Ślązoki ;)). Pan Młody ma na sobie strój miejski – surdut, spodnie w prążki (na które na Śląsku mówi się sztrajfki), szapoklak, białe rękawiczki, jego stój znacznie odbiega od ubioru gości weselnych, którzy również mają na sobie typowe stroje śląskie (kobieta w jakli i purpurce, mężczyzna w brucloku, jeleniokach i kropach). Na drugim planie dorożka, zaprzężona w białe konie, która zawiezie Młodych na huczne wesele.
Obraz „Piekarniok”:
Piekarnioki – były to piece chlebowe, w których wypiekało się chleb i kołocze. Był cały rytuał pieczenia… trzeba było zapisać się na listę, przynieść chrust, rozpalić ogień. Najpierw do pieca trafiały kołocze, potem chleby, które w trakcie pieczenia przecierało się wilgotną szmatką, żeby skórka nie popękała. Wokół piekarnioka, w trakcie pieczenia, toczyło się życie towarzyskie – kobiety klachały, a dzieci grały w graczki na placu. Na obrazie widzimy kobiety wracające do domu z wypiekami.
A teraz: uruchomcie wszystkie zmysły, wyobraźcie sobie, jak pięknie musiały pachnieć świeżym chlebem i kołoczem giszowieckie uliczki. Niestety, żaden z piekarnioków nie zachował się na terenie kolonii górniczej do dzisiaj. Wielka szkoda.
I na koniec „Giszowiec, ul. Radosna”:
Napiszcie, jak ulica na tym obrazie zmieniła się w ostatnich dziesięcioleciach, jak ją pamiętacie sprzed wyburzeń, może ktoś z Was na niej mieszka/mieszkał?
Chętnie przeczytamy Wasze wspomnienia (kierownik.giszowiec@mdk.katowice.pl). Dla odważnych mamy nagrody 🙂